Skip to main content

Web Content Display Web Content Display

Skip banner

Nested Portlets Nested Portlets

Web Content Display Web Content Display

Szczyt UE – Turcja: kruche porozumienie dla iluzorycznych korzyści

Artur Gruszczak

Komentarz nr 5 (5) / 2015

30 listopada 2015 r.

 

Zapowiadany od kilku tygodni szczyt Unia Europejska – Turcja odbył się w Brukseli w dniu 29 listopada br. Otrząsająca się po antyterrorystycznym alercie stolica Belgii gościła szefów państw i rządów Unii Europejskiej oraz reprezentującego Turcję premiera Ahmetem Davutoğlu. Oficjalnym celem spotkania było ożywienie stosunków z Turcją w celu stawienia czoła wspólnym wyzwaniom, przede wszystkim problemowi migracji. W praktyce Unia Europejska ponowiła „niemoralną propozycję" przekształcenia Turcji w państwo buforowe, chroniące Europę przed zalewem islamskich imigrantów. Rząd turecki nie krył, iż problemy Unii są okolicznością sprzyjającą wzrostowi znaczenia Turcji w Europie oraz osiągnięciu konkretnych korzyści materialnych i politycznych.

Targi z Ankarą nie były ani szczególnie zawzięte, ani nadmiernie wiążące. Unia odmroziła szereg inicjatyw podjętych w przeszłości, przede wszystkim zapowiedziała powrót do rozpoczętych dekadę temu negocjacji akcesyjnych, które utknęły w martwym punkcie po zamknięciu ledwie jednego rozdziału. Obiecała również przyspieszenie procesu liberalizacji wizowej tak, by zniesienie wiz przy wjeździe do strefy Schengen było możliwe w październiku 2016 r. Odniosła się do projektu rozszerzenia unii celnej, zgadzając się na podjęcie rozmów w tej sprawie pod koniec przyszłego roku. Zapowiedziała intensyfikację dialogu w sprawach ekonomicznych i energetycznych oraz regularne spotkania na szczycie w ramach dialogu politycznego.

Te propozycje to głównie gesty pod adresem Ankary, nie pociągające za sobą większych kosztów politycznych. Podjęcie negocjacji akcesyjnych nie zbliża Turcji ani na krok do członkostwa w UE. Opór niektórych państw członkowskich i dalekie od demokracji system władzy stanowią fundamentalną przeszkodę na drodze Turcji do Unii. Liberalizacja wizowa uzależniona jest od pełnego wdrożenia umowy readmisyjnej. Nie zostanie wprowadzona w życie, dopóki kraje ościenne, a więc Grecja i Bułgaria nie przygotują się należycie do odsyłania osób przekraczających nielegalnie granicę z Turcją. Negocjacje celne zwykle są długotrwałe, samo uzgadnianie listy towarów podlegających ulgom celnym trwa miesiącami. Dialog polityczny na wysokim szczeblu to nic nie kosztujący gest ze strony Unii. Ot, Turcja stanie na tym samym stopniu hierarchii partnerów UE, co - dla przykładu - Rosja.

Bardziej kontrowersyjna jest sprawa pomocy finansowej dla Turcji w celu skuteczniejszego radzenia sobie z uciekinierami przebywającymi na terytorium tego państwa. Prezydent Erdoğan oczekuje pomocy w wysokości co najmniej 3 mld euro rocznie. Unia zgodziła się na taką kwotę, tyle że udzielonej na okres dwóch lat. 500 mln euro ma pochodzić z budżetu UE, na pozostałą część mają się złożyć państwa członkowskie. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób te środki zostaną zgromadzone. Jak informował EurActiv, niektóre państwa członkowskie uważały, że udział środków budżetowych zarządzanych przez Komisję Europejską powinien być znacznie wyższy, gdyż z narodowych budżetów trudno obecnie wygospodarować przydzielone kwoty pomocowe. Inne państwa obawiają się, że przekazanie środków unijnych odbędzie się kosztem unijnych programów pomocowych, zwłaszcza funduszu spójności. Co do narodowych składek, na razie tylko Wielka Brytania zadeklarowała 10 mln euro. Inne państwa oglądają się na siebie, uzależniając przekazanie swych środków od podobnych działań pozostałych członków UE. Dodatkowym czynnikiem zwiększającym obawy krajów unijnych jest korupcja w Turcji, grożąca zawłaszczeniem części środków przez instytucje związane z ośrodkiem władzy.

Wiele wskazuje na to, że pomoc dla Turcji będzie działać tak, jak mechanizm relokacji uchodźców, czyli całkowicie nieskutecznie. Bez skutecznej i odpowiedzialnej współpracy z Turcją, Unia Europejska będzie stale narażona na fale uchodźców z Azji. Wzmocnienie granic zewnętrznych państw UE, także we wschodnim rejonie basenu Morza Śródziemnego, może nie wystarczyć. Unia jest niejako skazana na dialog z Turcją, ale musi go prowadzić w sposób przemyślany i długofalowy. Nie może opierać go na iluzorycznych korzyściach. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk słusznie zauważył w oświadczeniu po zakończeniu szczytu, że „nie możemy oczekiwać, by ktokolwiek za nas ochraniał nasze granice". Wcześniej stwierdził, że Unia Europejska nie może „szukać podwykonawców" (outsource) do ochrony swych granic.

Najgorszym scenariuszem byłaby sytuacja, gdyby - jak pisał Tomasz Bielecki - Unia znalazła się na łasce Erdogana. Na to jednak przywódcy głównych państw członkowskich UE z pewnością nie pozwolą. Turcja zaś, w szczególności prezydent Erdoğan, będzie rozgrywać kartę migracyjną licząc na zmiękczenie stanowiska Unii w razie dalszego napływu cudzoziemców do UE z terytorium Turcji.

Źródło zdjęcia: Unia Europejska