Przejdź do głównej treści

Zagnieżdżone portlety Zagnieżdżone portlety

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Czy można wyjść z cienia Iskanderów?

Robert Wężowicz

Analiza ZBN – nr 3 (9) / 2016

23 lutego 2016 r.

 

 

Wprowadzenie

 

Wiele ana­liz i komen­ta­rzy, opi­su­ją­cych sce­na­riu­sze dywer­sy­fi­ka­cji dostaw surow­ców ener­ge­tycz­nych do Pol­ski, suge­ru­je moż­li­wość ogra­niczenia czy wręcz rezy­gna­cji z importu z Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Miałoby to być wyko­nalne mię­dzy innymi dzięki roz­bu­do­wie gazo­portu, uzu­peł­nie­niu go o kolejny (a w zasa­dzie pły­wa­jącą sta­cję rega­zy­fi­ka­cyjną, na wzór insta­la­cji w Kłajpedzie), budo­wie gazo­ciągu z Nor­we­gii oraz wyko­rzy­sta­niu moż­li­wo­ści prze­ła­dun­ko­wych gdań­skiego naf­to­portu. Docho­dzą do tego kuszące wizje budowy i wyko­rzy­sta­nia kory­ta­rzy prze­sy­ło­wych z Adriatyku i Morza Czarnego (w mniej­szym stop­niu zwią­zane z tema­tem niniej­szej ana­lizy), któ­rych uko­ro­no­wa­niem mia­łoby być osią­gnię­cie przez Pol­skę sta­tusu reek­spor­tera gazu i ropy naftowej.

Dru­gim tema­tem zaj­mu­ją­cym od pew­nego czasu eks­per­tów, tym razem głów­nie zagra­nicznych, jest wyko­rzy­sta­nie przez Fede­ra­cję Rosyj­ską faktu obec­no­ści mili­tarnej w Syrii do two­rze­nia na jej wybrzeżu „bąbla" zdol­no­ści anty­do­stę­po­wych (anti-acce­ss / a­rea denial – w skró­cie A2/AD), mogącego w określ­nych warun­kach zagro­zić wol­no­ści żeglugi i ruchowi lot­ni­czemu we wschod­niej czę­ści Morza Śró­dziem­nego. Nie­jako mimo­cho­dem wspo­mina się przy tym, że podobne zdol­no­ści two­rzone są w opar­ciu o oku­po­wany od bli­sko dwóch lat Krym i nad­bał­tycki Obwód Kali­nin­gradzki. Szcze­gól­nie w tym dru­gim przy­padku zauważa się zagrożenie dla wschod­niej flanki Soju­szu Północnoatlantyckiego. Para­dok­sal­nie, roz­wój sytu­acji wokół Syrii zdaje się wzma­cniać wrażliwośćsojusz­ni­ków z NATO na obawy państw Europy wschod­niej. Być może prze­stali oni dostrzegać w anek­sji Krymu jedy­nie korektę gra­nic, a zauwa­żają zarys szer­szego planu Kremla, wynika­ją­cego z bał­tycko-czar­no­mor­skiej stra­te­gii zna­nej od cza­sów Pio­tra I. Sojusz­ni­cze zainteresowa­nie zna­lazło swój wyraz choćby w deklaracjach wzmocnienia wschodniej flanki NATO.

Należy jed­nak zdać sobie sprawę, że pla­no­wane wzmoc­nie­nie może oka­zać się niesku­teczne wobec niestan­dardowych form pre­sji czy agre­sji. Zasto­so­wa­nie tako­wych przez Rosję jest zde­cy­do­wa­nie bardziej moż­liwe, niż wda­nie się w otwarty, kla­syczny kon­flikt z Soju­szem Pół­noc­no­atlan­tyc­kim. W skrócie: wizja rosyj­skich zago­nów pan­cer­nych prze­ta­cza­ją­cych się przez rów­niny środkowoeuropejskie wydaje się być naj­mniej praw­do­po­dob­nym sce­na­riu­szem ewen­tu­al­nego konfliktu z Rosją. Spro­wa­dza­jąc to do obszaru bał­tyc­kiego: ufni w swoje insta­la­cje anty­do­stę­powe Rosja­nie mogą poku­sić się o zdo­by­cie szer­szego dostępu do morza – dekla­ro­wa­nego w spo­sób zawoalo­wany w rosyj­skich doku­men­tach stra­te­gicz­nych – kosz­tem nie­wiel­kich państw bał­tyc­kich, lub doko­nać zaska­ku­ją­cych znisz­czeń w pol­skiej infra­struk­tu­rze słu­żą­cej prze­sy­łowi surow­ców energetycz­nych. W ten spo­sób, dzia­ła­jąc metodą fak­tów doko­na­nych, osią­gną swe cele zanim NATO zdąży odpo­wied­nio zare­ago­wać. Na taką moż­li­wość zwra­cał uwagę choćby Zbi­gniew Brze­ziń­ski, stawia­jąc pyta­nie, czy NATO w takiej sytu­acji będzie gotowe do powtó­rze­nia desantu z Nor­man­dii. Moim zda­niem, nie jest pewne, czy w przy­padku klę­ski wdra­ża­nej obec­nie stra­te­gii „mini­mum odstrasza­nia" NATO gotowe byłoby do odbi­cia państw bałtyckich lub odwetu za pol­skie straty.

Sojusz, z czego zapewne zdają sobie sprawy obie strony, zna­lazł się w nie­kom­for­to­wej sytu­acji. Symbo­liczna obec­ność w sojusz­ni­czych byłych repu­bli­kach radziec­kich może zostać w rosyj­skich planach zigno­ro­wana. Obec­ność zbyt liczna – potrak­to­wana jak wyzwa­nie i odczy­tana jako prowokacja. Jaka­kol­wiek pośred­nia ilość żoł­nie­rzy i sprzętu może zaś oka­zać się nie­wy­star­cza­jąca i gro­zić powtórką z Dun­kierki 1940, zaś wzmoc­nie­nie sił sojusz­ni­czych w przy­padku kon­fliktu - niemoż­liwe wobec ist­nie­nia wspo­mnia­nego „bąbla" anty­do­stę­powego.

Niniejsza analiza służyć ma przed­sta­wieniu szkicu kon­cep­cji łączą­cej w sobie ele­menty odstra­sza­nia poten­cjal­nego agre­sora w rejo­nie Bał­tyku, prze­ciwdzia­ła­nia zaska­ku­ją­cym ata­kom i zabez­pie­cze­nia mor­skich szla­ków trans­por­to­wych do Pol­ski, a jed­no­cze­śnie ubez­pie­cze­nia dla sojusz­ni­czych ope­ra­cji logi­stycz­nych, mają­cych na celu wspar­cie państw bałtyckich, a także wzmocnienie euro­pej­skiej obrony prze­ciw­ra­kie­to­wej.

 

Obrona – kupmy sobie „bąbel"

Głów­nym ele­men­tem obrony prze­ciw zaska­ku­ją­cym ude­rze­niom sta­łoby się rozłożenie zasad­ni­czego „para­sola" obrony prze­ciwlot­ni­czej i prze­ciw­ra­kie­to­wej nad tery­to­rium pań­stwa polskiego.

Jed­nym z prio­ry­te­tów obec­nego pro­gramu moder­ni­za­cji Sił Zbroj­nych, jest wdro­że­nie nowo­cze­snego sys­temu prze­ciwlot­ni­czego i prze­ciwrakie­towego. W ramach pro­gramu zapla­no­wano zakup 8 bate­rii poci­sków rakie­to­wych śred­niego zasięgu (około 100 kilo­me­trów) w ramach pro­gramu „Wisła", 11 bate­rii krót­kiego zasięgu (około 25 kilo­me­trów) w pro­gra­mie „Narew", oraz sze­reg przeciwlotniczych środ­ków bli­skiego zasięgu (jak mobilne zestawy rakie­towe „Poprad" i dodat­kowe zestawy „Grom"/"Pio­run", oraz arty­le­ryj­skie „Noteć" i „Pilica"). Głów­nym ele­men­tem two­rzonego w ten spo­sób sys­temu mia­łyby być zestawy „Wisła", któ­rych zakup pochło­nąć miał lwią część funduszy. Według przy­jętych zało­żeń, poszcze­gólne bate­rie bro­nią nie­wiel­kich obsza­rowo ośrodków uzna­nych za stra­te­giczne. Ich celem mia­łoby się stać lot­nic­two nie­przy­ja­ciela i poci­ski bali­styczne w ostat­niej fazie swo­jego lotu.

W dru­giej poło­wie 2015 roku pod­jęto wstępną decy­zję o zaku­pie dla „Wisły" ele­men­tów amerykańskiego sys­temu „Patriot". W opi­nii wielu eks­per­tów decy­zja ta miała podłoże głów­nie poli­tyczne, a sam sys­tem nie zapew­nia wyma­gań doty­czą­cych zasięgu zwal­cza­nia celów i obrony dookólnej, wymogu mak­sy­mal­nej polo­ni­za­cji, a przy tym jego koszty prze­kra­czają zapla­no­wane fundu­sze, co może spo­wo­do­wać reduk­cję ilo­ści bate­rii do 3–4. Po zmia­nie u steru MON, ważą się losy poten­cjal­nego kon­traktu.

Niniejsza pro­po­zy­cja zakłada rezy­gna­cję w cało­ści lub znacz­nej czę­ści z zakupu sys­temu „Wisła", na rzecz dwóch insta­la­cji dale­kiego zasięgu (300–400 kilo­me­trów). Nie byłoby to novum, bowiem od 1986 roku Siły Zbrojne RP eks­plo­atują pora­dziecki sys­tem S-200 Wega o zasięgu około 250 kilometrów. Co ciekawe, od początku przeznaczony był do zwalczania celów nad zachodnim Bałtykiem. Obec­nie jest on już tech­nicz­nie prze­sta­rzały. Ponadto, w pierwszej deka­dzie XXI wieku poja­wiały się pomy­sły zakupu dwóch bate­rii systemu przeciwrakietowego THAAD, któ­rych zasięg – według pomysłodawców – pozwalać miał na ukrycie pod „parasolem" ochronnym większości terytorium państwa. Rzecz w tym, że założenie takie było błędne przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy z nich związany jest z charakterystykami systemu przeznaczonego do zwalczania pocisków balistycznych w ostatniej fazie lotu, a nie niszczenia celów aerodynamicznych, takich jak samoloty, śmigłowce, czy pociski manewrujące. Błędem drugim jest przyjęcie, że obszar broniony przez dany system przypomina koło o promieniu odpowiadającym deklarowanemu zasięgowi jego pocisków (efektorów). Jest to olbrzymie uproszczenie, odnoszące się jedynie do zwalczania niektórych celów aerodynamicznych (nie wykonujących manewrów, o dużej skutecznej powierzchni odbicia fal radaru, poruszających się na pułapie optymalnym dla zasięgu pocisku przechwytującego). W warunkach realnych, zasięg przechwycenia celu aerodynamicznego jest najczęściej mniejszy.

Prak­tyką w NATO jest mon­to­wa­nie zesta­wów o największym zasięgu na plat­for­mach okrę­to­wych. W naszym regio­nie insta­la­cje zdolne do odpa­la­nia poci­sków dale­kiego zasięgu posia­dają choćby Niemcy (na trzech fre­ga­tach typu „Sach­sen") i Dania (na trzech fre­ga­tach typu „Iver Huit­feldt") wykorzystujące radary SMART-L i współpracujące z nimi amerykańskie rakiety SM-2. Po odpowiedniej modernizacji oprogramowania, mają one uzyskać zdolności zwalczania celów balistycznych. Takie roz­wią­za­nie ma wiele zalet – w tym nie­mal nieogra­niczoną mobil­ność – ale rów­nież wady: wysoką cenę sys­temu z nosi­cie­lem, ogra­niczenie strefy obrony do kil­ku­set kilo­me­trów od wybrzeża, a także koniecz­ność posia­da­nia kilku jed­no­stek (z uwagi na koniecz­ność remon­tów, posto­jów w por­cie, wymiany załóg). Dla­tego wska­zane byłoby prze­nie­sie­nie w cało­ści sys­temu okrę­to­wego na ląd. Część ana­li­ty­ków jest bowiem zda­nia, że jeden sys­tem lądowy może reali­zo­wać zada­nia, do któ­rych wykona­nia w dłuż­szym okre­sie czasu nale­ża­łoby prze­zna­czyć cztery okręty. W warunkach polskich być może udałoby się ograniczyć ilość potrzebnych okrętów ze względu na bliskość baz. Zaporą pozostaje jednak cena. W pełni wyekwipowany niszczyciel amerykańskiego typu „Arleigh Burke" z obecnie wcielanej do służby serii kosztuje tamtejszego podatnika 1,5 miliarda dolarów, a koszt okrętu z nowej serii Fligth III, głęboko zmodernizowanej i dysponującej nowym radarem, ma oscylować wokół dwóch miliardów.

Przy­kład okrętowego zestawu przeniesionego na ląd już ist­nieje: to insta­la­cja „Aegis Ashore" w rumuń­skim Deve­selu, powie­la­jąca ame­ry­kań­skie roz­wią­za­nia sto­so­wane mię­dzy innymi na okrę­tach japońskich, południowokoreańskich, australijskich, hisz­pań­skich i nor­we­skich. Podobna, lecz dysponująca nowszą wersją oprogramowania i potężniejszymi efektorami, do 2018 roku ma powstać w pol­skim Redzikowie. W przed­sta­wio­nej kon­cep­cji, roz­wią­za­niem mini­ma­li­stycz­nym byłby zakup co najmniej dwóch insta­la­cji w wer­sji BMD 5.0 CU lub 5.1 z oprogramowaniem Baseline 9, któ­rej pod­sta­wo­wym efek­to­rem przeciw celom aerodynamicznym stałby się pocisk SM-6 o deklarowanym przez producenta zasięgu wynoszącym 240 km i pułapie 33 km. Pocisk tego typu, po ostatnich modyfikacjach, stał się zdolny do zestrze­le­nia poci­sków bali­stycz­nych w ter­mi­nal­nej fazie lotu. Jego parametry znacząco przewyższają odpowiednie wartości dla efektorów proponowanych Polsce w ramach przetargu systemów Patriot i  SAMP/T. Warto zwrócić uwagę, że zestaw o zasięgu efektorów wynoszącym 240 km teoretycznie może bronić sześciokrotnie większego obszaru, niż ten z pociskami o zasięgu 100 km. W przypadku pocisków SM-6, w odniesieniu do celów aerodynamicznych możemy zatem mówić o obronie obszarowej. Również poziom obrony przeciwrakietowej zapewnianej zestawami korzystającymi z SM-6, choć nadal dalece niewystarczający, byłby wyższy niż ten, jaki oferują rozwiązania konkurencyjne. Według dostępnych źródeł, pocisk ASTER-30 z zestawu SAMP/T zwalczał podczas testów pociski balistyczne o zasięgu do 300 km. Ujawnione materiały z ćwiczeń Japońskich Sił Samoobrony ukazują wyrzutnie rakiet Patriot rozmieszczone bezpośrednio na ulicach ochranianych miast. Nie pozostawia to złudzeń co do punktowego charakteru oferowanej przez nie obrony.

Możliwości zwalczania celów balistycznych, znacząco zwiększyć może wykorzystanie pocisków rodziny SM-3. Bez pocisków o podobnych parametrach, zdolnych do przechwycenia celu poza atmosferą, nie może być mowy o obszarowej obronie przeciwrakietowej. Dla lepszego zobrazowania wyzwań związanych z przechwyceniem pocisku balistycznego wykorzystano udostępnioną prezentację z konferencji w amerykańskiej Naval War College. Najbardziej korzystne jest przechwycenie pocisku balistycznego w fazie wznoszenia, pomiędzy fazą napędową a wierzchołkiem toru lotu (ang. ascent – patrz: Rysunek nr 1), co wymaga wczesnego wykrycia odpalonego pocisku i użycia do jego przechwycenia rakiety o dużym zasięgu i prędkości.

Rysunek nr 1 – Fazy lotu pocisku balistycznego

Źródło: ballistic-missile-defenseoverviewfornwcjmofinalver1324jan2012u

Dodatkowym wyzwaniem dla obrony przed zagrożeniem ze strony rosyjskich pocisków balistycznych systemu Iskander, o deklarowanym zasięgu poniżej 500 km (w rzeczywistości, pod pewnymi warunkami, zasięg może być nawet dwukrotnie większy!), jest zdolność do zmiany profilu lotu celem zmiany zasięgu (wydłużenia albo skrócenia) lub odchylenia punktu trafienia od tego, który wyliczyć można na podstawie początkowego toru lotu (patrz: Rysunek 2 i 3).

Rysunek nr 2 – Manewry pocisku balistycznego w fazie terminalnej

Źródło: ballistic-missile-defenseoverviewfornwcjmofinalver1324jan2012u

 

Rysunek nr 3 – Manewry pocisku balistycznego w fazie rozpędzania

Źródło: ballistic-missile-defenseoverviewfornwcjmofinalver1324jan2012u

Przechwycenie takiej rakiety wymaga pocisków o odpowiednim zapasie mocy napędu, czułej głowicy śledzącej i wysokiej mocy obliczeniowej. Z przyczyn oczywistych, nie przeprowadzono testów polegających na zestrzeleniu rosyjskich rakiet. Optymistycznie można jednak założyć, że niedawno opracowane wersje pocisków SM-3 budowane z myślą o przechwyceniu nie mniej zaawansowanych, a dysponujących większym zasięgiem rakiet chińskich, mogą przeciwdziałać i temu zagrożeniu.

Według infor­ma­cji przy­go­to­wa­nych dla ame­ry­kań­skiego Kon­gresu, insta­la­cja w Deve­selu wraz z dwudzie­stoma czte­rema poci­skami SM-3 Block 1 kosz­to­wała prawie 800 mln dola­rów, czyli około połowy kwoty potrzeb­nej na zakup nisz­czy­ciela typu „Arle­igh Burke", który jest głów­nym nosi­cie­lem tego sys­temu w US Navy. Mimo iż trudno usta­lić cenę insta­la­cji dla klien­tów zagra­nicznych, na podsta­wie szcząt­ko­wych danych można domnie­my­wać, iż koszt poje­dyn­czego zestawu byłby porówny­walny z kosz­tem zakupu jed­nej bate­rii sys­temu „Patriot", ofe­ru­jąc zde­cy­do­wa­nie więk­sze moż­li­wo­ści i więk­szy wybór efek­to­rów. Według wyżej wymie­nio­nego źró­dła, poje­dyn­czy pocisk SM-3 Block 1 kosz­tuje, w zależ­no­ści od serii pro­duk­cyj­nej, 10–12 mln dola­rów, pocisk SM-6 5–6 mln dolarów (rakieta tego typu zwalcza nie tylko cele powietrzne, ale również morskie), a optymalizowany do zwal­cza­nia kla­sycznych celów powietrz­nych na dużych odle­gło­ściach SM-2 Block III, połowę tej kwoty. W wersjach okrętowych, gamę pocisków współpracujących z systemem uzupełniają tańsze ESSM do zwalczania celów aerodynamicznych na krótszych dystansach. Choć pierwotnie nie były one przewidziane do operowania nad lądem, wydaje się, że posiadają takie możliwości. Wskazuje na to fakt ich pomyślnego zintegrowania w ramach norweskiego systemu przeciwlotniczego NASAMS. Mimo iż wykorzystanie tych pocisków w systemie jest teoretycznie osiągalne, instalacja w Deveselu jest ich obecnie pozbawiona.

Wszyst­kie poci­ski korzy­stają ze stan­dardowych wyrzutni pio­no­wych miesz­czą­cych po osiem kontenerów (pojemników) z goto­wymi do startu rakie­tami. Odpo­wied­nie adap­tery pozwa­lają umieścić aż cztery poci­ski ESSM w kon­te­ne­rze, pozo­stałe typy zaj­mują po jed­nym kon­te­ne­rze startowym. Liczba kon­te­ne­rów wpię­tych w poje­dyn­czą insta­la­cję w wersjach okrętowych wynosi od ośmiu do prze­szło stu (122 na krą­żow­ni­kach typu „Ticon­de­roga"). Instalacja zbudowana w Rumunii posiada obecnie 24 kontenery. Wydaje się jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, by mogły zostać w nią wpięte kolejne. Na lądzie nie obowiązują bowiem ograniczenia masy i objętości instalacji. Nie występuje także problem niedoboru energii czy niedostatecznej wydajności systemu chłodzenia. Atutem zestawu lądowego jest również możliwość przeładowania wyrzutni na stanowiskach startowych, realizowanego poprzez wymianę poszczególnych pojemników, co w przypadku okrętów można wykonać jedynie w porcie.

Jak każde roz­wią­za­nie, tak i to ma swoje wady. Sta­cjo­narny cha­rak­ter insta­la­cji wymu­sza sto­so­wa­nie dodat­kowej ochrony i zapew­nie­nia środ­ków obrony bez­po­śred­niej, choć należy zwró­cić uwagę, że w przypadku uzupełnienia o pociski ESSM, zestaw jest zdolny do samo­dziel­nej obrony przed poci­skami manew­ru­ją­cymi czy poru­sza­ją­cymi się na eks­tre­mal­nie małych wyso­ko­ściach samo­lo­tami. Inną możliwością jest objęcie instalacji ochroną realizowaną przez system krótkiego zasięgu „Narew". W przy­padku zakupu sys­temu należy się liczyć z wyklu­cze­niem pol­skiego prze­my­słu z udziału w realiza­cji kon­traktu, co jed­nak mogłoby zostać czę­ściowo zre­kom­pen­so­wane wyko­rzy­sta­niem rodzi­mych roz­wią­zań w nie­zbęd­nych sys­temach bez­po­śred­niej obrony zesta­wów, a także w budo­wie sta­cji radio­lo­ka­cyj­nych wspo­ma­ga­ją­cych ich dzia­ła­nie. Naj­lep­sza bowiem sta­cja radio­lo­ka­cyjna jest w sta­nie wykryć np. nisko poru­sza­jące się poci­ski manew­ru­jące dopiero z odległości kil­ku­dzie­się­ciu kilo­me­trów. Prze­pro­wa­dzone testy wyka­zały, że sys­tem „Aegis" może korzy­stać z tego swo­istego „out­so­ur­cingu" zarówno w zakre­sie wykry­wa­nia celów przez źró­dła zewnętrzne, jak i napro­wa­dza­nia przez nie rakiet.

Wady zestawu rekom­pen­so­wane są jego moż­li­wo­ściami. Już para odpo­wied­nio ulo­ko­wa­nych instalacji klasy „Aegis Ashore" wyko­rzy­stu­jąca śred­niej klasy poci­ski z dostęp­nej gamy daje możliwość zwal­cza­nia środ­ków napadu powietrz­nego nad znaczną częścią tery­to­rium kraju, więk­szo­ścią Bał­tyku zachod­niego i Obwo­dem Kali­nin­gradz­kim. Do tego przy wyko­rzy­sta­niu rakiet przechwytujących o lepszych parametrach, jest zdolna prze­chwy­cić poci­ski bali­styczne o zasięgu do trzech tysięcy kilo­me­trów, zmie­rza­jące w kie­runku Europy zachod­niej i połu­dnio­wej, wpi­su­jąc się w euro­pej­ską część Bal­li­stic Mis­sile Defence. Co ważne, dzięki różnej kon­fi­gu­ra­cji rakiet na wyrzut­niach, już poje­dyn­czy sys­tem two­rzy obronę wie­lo­war­stwową.

 

Odstra­sza­nie

W Pol­sce od kilku lat mówi się i pisze o odstra­sza­niu za pomocą triady środ­ków pre­cy­zyj­nego raże­nia z gło­wi­cami kon­wen­cjo­nal­nymi, na którą skła­dać się mają zamó­wione lot­ni­cze poci­ski manew­ru­jące JSSM, podob­nej klasy poci­ski umiesz­czone na pokła­dach trzech pla­no­wa­nych w ramach pro­gramu „Orka" okrę­tach podwod­nych oraz rakiety bali­styczne o zasięgu trzy­stu kilo­me­trów umiesz­czone na wyrzut­niach lądo­wych.

Warto zasta­no­wić się nad odpo­wie­dzią na nastę­pu­jące pyta­nia. Czy prze­ciwnik decy­du­jący się na otwartą kon­fron­ta­cję mili­tarną z Soju­szem Pół­noc­no­atlan­tyc­kim wystra­szy się kil­ku­dzie­się­ciu (40 lotni­czych i około połowy tej liczby na okrę­tach) poci­sków manew­ru­ją­cych? Jeżeli wywie­rana przez niego pre­sja nie będzie prze­kra­czać „czer­wo­nej linii", za którą znaj­duje się peł­no­ska­lowa wojna, to jakie będą prze­słanki do prze­pro­wa­dze­nia (choćby próby) ude­rzeń na cele o zna­cze­niu strategicznym? Czy zdol­ność do odpa­le­nia mak­sy­mal­nie czte­rech poci­sków manew­ru­ją­cych w sal­wie z poje­dyn­czego okrętu podwod­nego wystar­cza­jąco uza­sad­nia wyda­nie kwoty 7–8 miliar­dów zło­tych (koszt dwóch opi­sa­nych powy­żej insta­la­cji „Aegis Ashore"!) na zakup trzech jed­no­stek, które traktowane jako „odwód stra­te­giczny" praw­do­po­dob­nie w przy­padku kon­fliktu nie zosta­łyby użyte do naj­waż­niej­szego z zadań – zwal­cza­nia żeglugi? Podobne pyta­nia można mno­żyć. Dlatego korzystniejszym sposobem wykorzystania narzędzi zakupionych w ramach "Polskich Kłów" wydaje się użycie ich jako precyzyjnego środka zwalczania rozpoznanych instalacji przeciwnika, które są zdolne do uderzenia w punkty krytyczne dla gospodarki i obrony – w tym na polskie zestawy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe.

W odróż­nie­niu od wizji kosz­tow­nego, trud­nego do prze­pro­wa­dze­nia i praw­do­po­dob­nie nieskutecznego odstra­sza­nia odwe­tem kine­tycz­nym, roz­pa­try­wana kon­cep­cja zakłada bez­po­śred­nie, acz nie­ki­ne­tyczne, ude­rze­nie środ­kami mili­tar­nymi w gospo­darkę poten­cjal­nego prze­ciwnika, w odpo­wie­dzi na każde naru­sze­nie przez niego norm prawa mię­dzynarodowego w sto­sunku do Pol­ski lub leżą­cego w obsza­rze bał­tyc­kim pań­stwa sojusz­ni­czego. Sank­cją za takie postę­po­wa­nie, byłoby cał­ko­wite lub ogra­niczone do cało­ści bądź czę­ści eks­portu – zatem stop­nio­walne – zablo­ko­wa­nie rosyjskiego transportu mor­skiego na Bał­tyku.

W celu zro­zu­mie­nia roli, jaką odgrywa Morze Bałtyckie w gospo­darce rosyj­skiej, warto przyj­rzeć się choćby skali eks­portu ropy naftowej i pochod­nych paliw płyn­nych z tego pań­stwa (odpo­wied­nio: około 250 i 150 milio­nów ton rocznie), a następ­nie uświa­do­mić sobie, że połowa tej ilo­ści eks­por­to­wana jest drogą mor­ską wła­śnie przez Bałtyk. Dwa najwięk­sze z kil­ku­dzie­się­ciu rosyj­skich ter­mi­nali na Morzu Bał­tyc­kim odpra­wiają 25 pro­cent eks­portu ropy i pochod­nych, a wiel­kość prze­ła­dun­ków w każ­dym z nich przewyższa kil­ku­krot­nie prze­pu­sto­wość ropo­ciągu do Chin. Co rów­nie ważne, czwarta część eks­portu ropy naftowej jest trans­por­to­wana ruro­cią­gami przez tery­to­rium Pol­ski. Rosyj­skie pro­blemy wyni­ka­jące ze sła­bej dywer­sy­fi­ka­cji kana­łów eks­portu w naj­bliż­szym cza­sie mogą się tylko pogłę­bić za sprawą nara­sta­ją­cej rywa­li­za­cji pomię­dzy Moskwą a Ankarą, utrud­nia­ją­cej korzy­sta­nie z lądo­wych i mor­skich szla­ków w obsza­rze Morza Czar­nego.

By odstra­sza­nie w formie wojny han­dlowej było sku­teczne, Pol­ska musi posia­dać odpo­wied­nie instrumenty mili­tarne na morzu. A nie są nimi z pew­no­ścią, wbrew wypo­wie­dziom niektó­rych analityków, ani Mor­ska Jed­nostka Rakie­towa wypo­sa­żona w nowo­cze­sne poci­ski prze­ciwokrętowe NSM, ani pozo­sta­jące jesz­cze w służ­bie i pla­no­wane okręty podwodne. Łatwo bowiem wyobra­zić sobie ogrom znisz­czeń w śro­do­wi­sku natu­ral­nym wywo­łany choćby poje­dyn­czym, nie­kon­tro­lo­wa­nym wycie­kiem ropy ze znisz­czo­nego tan­kowca. Dla­tego pod­sta­wo­wym środ­kiem zapro­wa­dze­nia kon­troli akwe­nów,częściowo wzo­ro­wa­nej na ame­ry­kań­skiej kon­cep­cji offshore control, która zakłada w głów­nej mie­rze jedy­nie zawra­ca­nie do portu wszel­kich stat­ków, bądź tylko wybra­nej ich kate­go­rii, sta­łyby się okręty nawodne.

W tym punk­cie ujaw­nia się kolejny atut zwią­zany z posia­da­niem odpo­wied­nio roz­miesz­czo­nych na lądzie insta­la­cji słu­żą­cych do obrony powietrz­nej. Rozwią­za­nie takie, zwal­nia­jąc siły mor­skie z koniecz­no­ści budo­wa­nia wie­lo­war­stwo­wej obrony prze­strzeni ponad akwe­nem ope­ra­cyj­nym, wpływa zasad­ni­czo na warunki tech­niczne, jakie muszą speł­niać okręty. Ogra­niczając zdol­no­ści poje­dyn­czej jed­nostki w zakre­sie walki z celami powietrz­nymi do samo­obrony, można zna­cząco zmniej­szyć koszt zakupu i wiel­kość (do sen­sow­nej na połu­dnio­wym Bał­tyku wypor­no­ści 1,2–1,5 tysiąca ton), upro­ścić przy tym kon­struk­cję, zmniej­szyć załogę, dra­stycz­nie ogra­niczając koszty utrzy­ma­nia. Ostat­nich kilka lat przy­nio­sło „wysyp" podob­nych pro­jek­tów ofe­ro­wa­nych przez stocz­nie euro­pej­skie, ame­ry­kań­skie i azja­tyc­kie. Niektóre z nich pre­zen­to­wane były na gdyń­skich tar­gach Balt Mili­tary Expo. Mniej­sze koszty jed­nost­kowe powo­dują, że w ramach zapla­no­wa­nych kwot, można zaku­pić wię­cej jed­no­stek. Reali­za­cja zadań zwią­zanych z „wojną han­dlową" wyma­ga­łaby bowiem sił okrę­to­wych innych niż obec­nie pla­no­wane (w planach: sześć dużych i bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych tech­nicz­nie kor­wet). Zwięk­szenie ilo­ści nie­sie ze sobą korzyść w postaci dal­szego obni­że­nia kosz­tów jed­nost­ko­wych dzięki efek­towi skali, a pro­stota kon­struk­cyjna umoż­li­wia ich budowę w rodzi­mych stocz­niach.

Reduk­cja wyma­gań w zakre­sie uzbro­je­nia, a co za tym idzie wiel­ko­ści jed­no­stek, byłaby moż­liwa, dzięki odsu­nię­ciu rejonu dzia­ła­nia okrę­tów znacznie na zachód od Gdań­ska, poza zasięg więk­szo­ści rosyj­skich insta­la­cji brze­go­wych i domi­na­cji lot­nic­twa. Liczna jak na współ­cze­sne bał­tyc­kie warunki, roz­pro­szona w zachod­niej czę­ści akwenu flota pozwo­li­łaby na uzy­ska­nie efektu syner­gii – okręty i zwią­zane z ich pokła­dami środki w postaci śmi­głow­ców i apa­ra­tów bez­za­ło­go­wych zwięk­sza­łyby auto­ma­tycz­nie świa­do­mość sytu­acyjną, pozwa­lając na pełne wyko­rzy­sta­nie zasięgu brze­go­wych insta­la­cji prze­ciwlot­ni­czych i prze­ciwokrę­to­wych. Mniej­sze jed­nostki mogłyby z powo­dze­niem korzystać z baz na środ­ko­wym Wybrzeżu, nie­do­stęp­nych dla więk­szych okrę­tów.

Przy­ję­cie takich zało­żeń sta­no­wi­łoby reali­za­cję postu­la­tów takich kla­sy­ków stra­te­gii, jak Aube czy Corbett w spo­sób odpo­wia­da­jący realiom poli­tycz­nym i tech­nicz­nym XXI wieku. Pierw­szy z nich twierdził, że wobec znacz­nie sil­niej­szego prze­ciwnika, uza­leż­nio­nego w dużej mie­rze od importu bądź eks­portu, najbar­dziej sku­teczna jest mor­ska wojna han­dlowa. Drugi zakła­dał, że wojnę han­dlową na morzu można pro­wa­dzić przy pomocy flo­tylli słab­szych okrę­tów, nawet na ogra­niczonym akwe­nie – u zbiegu szla­ków mor­skich, pod warun­kiem, że zapewni się jej ubez­pie­cze­nie przed przeciwdziałaniem prze­ciwnika. W opi­sy­wa­nym przy­padku ubez­pie­cze­niem byłyby insta­la­cje nadbrzeżne, kon­tro­lu­jące duży frag­ment powierzchni morza, lądu i prze­strzeni powietrz­nej pomię­dzy bazami poten­cjal­nego prze­ciwnika a rejo­nem dzia­ła­nia wła­snej flo­tylli. Novum sta­no­wi­łaby rezygnacja z zata­pia­nia lub zaj­mo­wa­nia jed­no­stek floty han­dlo­wej adwer­sa­rza, celem unik­nię­cia kompli­ka­cji natury praw­nej i poli­tycz­nej. Olbrzy­mią korzy­ścią, powstałą nie­jako przy oka­zji opi­sa­nego powy­żej roz­lo­ko­wa­nia sił okrę­to­wych i nad­brzeż­nych, byłoby usta­no­wie­nie strefy bez­piecz­nej dla wła­snego i sojusz­ni­czego trans­portu mor­skiego w zachod­niej czę­ści Morza Bał­tyc­kiego. Ist­nie­nie takiej strefy byłoby zatem z jed­nej strony wyni­kiem opi­sa­nych dzia­łań, a z dru­giej, samo w sobie tworzyłoby warunki nie­zbędne ich pro­wa­dze­nia: bez­pieczny trans­port dla impor­to­wa­nych drogą morską surow­ców i mili­tarnego wzmoc­nie­nia.

Przy oka­zji przy­ję­cia podob­nej stra­te­gii mogłaby poja­wić się pokusa rezy­gna­cji z kosz­tow­nych okrętów podwod­nych, co pozwo­li­łoby wyasy­gno­wać środki na zakup dodat­ko­wych okrę­tów nawodnych. Jest to jedna z moż­li­wo­ści. Roz­pa­tru­jąc ją nale­ża­łoby jed­nak wziąć pod uwagę fakt, że pozba­wia się w ten spo­sób Mary­narkę Wojenną zdol­no­ści do oddzia­ły­wa­nia na prze­ciwnika wewnątrz zbu­do­wa­nej przez niego strefy odmowy dostępu – wspo­mnia­nego „bąbla". Korzyst­niej­sze wydaje się zwol­nie­nie jed­no­stek podwod­nych z koniecz­no­ści prze­no­sze­nia poci­sków manew­ru­ją­cych. Pozwo­li­łoby to na budowę zde­cy­do­wa­nie mniej­szych okrę­tów, będą­cych nowo­cze­snym odpo­wied­ni­kiem obec­nie eks­plo­ato­wa­nych czte­rech jed­no­stek typu „Kob­ben". Warto spo­strzec, że okręty nawodne – nawet zali­czane do kate­go­rii nie­wiel­kich, co udo­wod­nili jesie­nią Rosja­nie – z powo­dze­niem, niż­szym kosz­tem, mogą zastą­pić okręty podwodne w roli nosi­cieli poci­sków manew­ru­ją­cych, któ­rych przy oka­zji prze­no­szą wię­cej. Sto­so­wana obec­nie coraz sze­rzej kon­te­ne­ry­za­cja pozwala na szybką rekon­fi­gu­ra­cję uzbro­je­nia. Umoż­li­wia to prze­kształ­ce­nie jed­nostki opty­ma­li­zo­wa­nej do zadań krą­żow­ni­czych lub eskor­to­wych w okręt zdolny do ude­rzeń na cele lądowe, przy­kładowo kosz­tem tym­cza­so­wej rezy­gna­cji z moż­li­wo­ści współ­pracy ze śmi­głow­cem. Na marginesie warto zaznaczyć, iż wiele wskazuje, że podobną koncepcję współpracy naziemnej obrony przeciwlotniczej z niewielkimi okrętami o znacznych możliwościach ofensywnych, próbuje wdrożyć Federacja Rosyjska na Morzu Śródziemnym, jako antidotum na brak większych wielozadaniowych jednostek na tym akwenie.

 

Uwagi końcowe

Two­rząc nie­za­leżne od Fede­ra­cji Rosyj­skiej kanały zaopa­trze­nia w surowce ener­ge­tyczne, nie można nie zauwa­żyć potrzeby ochrony i obrony potrzeb­nej w tym celu infra­struk­tury i szla­ków. Zdol­no­ści w tej dzie­dzi­nie warto jed­nak zbu­do­wać w taki spo­sób, by jed­no­cze­śnie tworzyły war­tość dodaną dla całego sys­temu obron­nego pań­stwa i sta­no­wiły realny – a nie pro­pa­gan­dowy – instru­ment odstra­sza­nia, korzy­stając z faktu, że Morze Bał­tyc­kie ma dla Rosji nie mniej­sze zna­cze­nie, niż Zatoka Per­ska dla Ara­bii Sau­dyj­skiej.